33. TNF rozpocznie się PROLOGIEM (27-31.05.19/Kino Marzenie), w którym zostanie przedstawionych 6 wybranych filmów fabularnych Krzysztofa Zanussiego - laureata Nagrody za całokształt i wkład w kinematografię.
Harmonogram:
27.05.19, 18:00 - STRUKTURA KRYSZTAŁU
28.05.19, 18.00 - ILUMINACJA
29.05.19, 18.00 - BARWY OCHRONNE
30.05.19, 18.00 - CONSTANS
31.05.19, 18.00 - CWAŁ
31.05.19, 20.00 - ETER
Krzysztof Zanussi - Urodził się w 1939 roku w Warszawie. Reżyser, producent, scenarzysta, ale też publicysta i pedagog. Studiował fizykę na Uniwersytecie Warszawskim i filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1966 roku ukończył studia reżyserskie w PWSFTviT w Łodzi. Autor znanych i cenionych filmów: "Struktura kryształu" (1968), "Iluminacja" (1973), "Barwy ochronne" (1976), "Constans" (1980), "Rok spokojnego słońca" (1984), "Gdzieśkolwiek jest, jeśliś jest" (1988), "Cwał" (1996) czy "Persona non grata" (2004). Nagradzany na wielu międzynarodowych festiwalach, m.in. w Cannes, Wenecji, Locarno, Moskwie, Chicago, Montrealu, Berlinie, Tokio. Krzysztof Zanussi reżyseruje także spektakle teatralne, wystawiane na całym świecie, oraz jest autorem kilku książek. Doktor honoris causa wielu renomowanych uczelni, prowadzi wykłady dla studentów w wielu krajach.
Kino jako nieuleczalna choroba przenoszona z filmu na film
Niebawem będzie obchodził swoje osiemdziesiąte urodziny. Ma na swym koncie osiemdziesiąt (!) filmów, różnorodnych rodzajowo, gatunkowo i metrażowo, od amatorskich etiud, poprzez krótkie fabuły, dokumenty, odcinki telewizyjnych cykli, do głośnych kinowych tytułów, które dobrze znają miłośnicy X Muzy na całym świecie. Przyniosły mu one blisko dwieście nagród i wyróżnień, ważnych odznaczeń i doktoratów prestiżowych uczelni. Krzysztof Zanussi – scenarzysta, reżyser, producent, a także pedagog, publicysta, filozof – został laureatem tegorocznej Tarnowskie Nagrody Filmowej za całokształt twórczości.
A choć film uprawiał od młodzieńczych lat (zrealizował 11 krótkich etiud, z których dziewięć zostało obsypanych festiwalowymi nagrodami), niewiele wskazywało, że poświęci się zawodowi reżysera, studiował bowiem najpierw fizykę na Uniwersytecie Warszawskim (1955-1959), a potem filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim (1959-1962). Amatorskie filmy kręcił podczas studiów: fizycznych – w AKF „Warszawa”, filozoficznych – w AKF „Nowa Huta” (do tej pory często przypominają je twórcy Nowohuckiej Kroniki Filmowej).
Notabene po latach pojawił się jako guru filmowców amatorów w pamiętnym „Amatorze” (1979) Krzysztofa Kieślowskiego. Tak więc to nie fizyka czy filozofia okazały się życiową drogą Zanussiego, a początkowo „amatorsko” traktowany film, którego profesjonalnemu uprawianiu na pewno obie te „wystudiowane” dyscypliny wiedzy w dużym stopniu pomogły.
„To nauka się starzeje, dezaktualizuje. Mistyka – nie. Fascynuje mnie, jak fizyka i proponowane przez nią nowe sposoby opisu rzeczywistości zmieniają, ułatwiają rozumienie „Biblii”. Chodzi mi o teorię światów równoległych, o wielowymiarowość świata. Ewangeliczne terminy w rodzaju »świętych obcowania« przyjmujemy na co dzień w kluczu emocjonalnym albo literacko-metaforycznym jako piękne przenośnie. Tymczasem fizyka współczesna pozwala traktować te prawdy wiary bardziej dosłownie” – wyznał po latach w rozmowie z Tadeuszem Sobolewskim na łamach „Gazety Wyborczej”.
A kino? Co w nim jest najważniejsze? Na YouTube znalazłem taką wypowiedź reżysera: „Umiejętność obserwowania świata, umiejętność dramatyzowania tego, co się widzi. Nie żadne obrazki migające, nie żadne specjalne efekty. Wszystko jedno, jaka jest kamera. Tylko o czym opowiadacie, na kim skupicie wzrok, jaką historię umiecie zaobserwować, jakie zdarzenie jest natchnieniem. To na tym polega. Jak ktoś umie opowiadać, to będzie robił filmy”.
Zawsze był postrzegany jako intelektualista kina. Często przeciwstawiano go Andrzejowi Wajdzie, nieraz złośliwie mówiono, że rodzima kinematografia to trasa W-Z (Wajda-Zanussi), ten pierwszy spogląda romantycznym okiem, ten drugi bardziej chłodnym. To w pewnym sensie spowodowało, że znakomicie się dopełniali. Ich filmy – niezwykle znaczące w dorobku – spotkały się w gdańskim konkursie w 1977 roku. „Człowiek z marmuru” i „Barwy ochronne”, dwa tytuły, które przyciągnęły do kin tłumy, mimo braku jakiejkolwiek reklamy oraz inspirowanych przez władze negatywnych recenzji. Partyjni funkcjonariusze postanowili wykorzystać gdański festiwal do wbicia klina między autorów tych niepokornych filmów. Konkursowe jury całkowicie pominęło arcydzieło Wajdy, nagradzając „Barwy ochronne” jako tzw. mniejsze zło. Ich reżyser zrobił jednak wszystko, by nie dotrzeć na festiwalową galę.
„Oglądałem w telewizji transmisję z wręczania nagród. Kiedy zapowiedziano, że niestety nie mogłem przybyć na uroczystość, publiczność, która doskonale orientowała się, o co w tym wszystkim chodzi, nagrodziła mnie burzą oklasków, jakiej nigdy nie słyszałem, odbierając nagrody” – przyznał po latach.
Podobnie Wajda, który z ogromnym wzruszeniem wspominał wręczenie mu na schodach gdańskiego Domu Technika pięknie zapakowanej cegły, czyli Nagrody Dziennikarzy, którą nagle i niespodziewanie przyznano, całkowicie poza obowiązującym protokołem. W ten sposób „Człowiek z marmuru” i „Barwy ochronne” stały się kamieniami węgielnymi pod kino moralnego niepokoju, które zawdzięczamy prowadzonym przez Wajdę i Zanussiego Zespołom – „X” i „Tor”.
Podczas obozu językoznawczego dochodzi do konfrontacji postaw dwóch naukowców: cynicznego docenta i młodego, idealistycznie nastawionego – do życia i pracy – asystenta, tak w jednym zdaniu można streścić to przejmujące studium manipulacji i zakłamania, jakim są „Barwy ochronne”.
„Być czy mieć? A jeżeli nawet być, to jak?” – te dwa pytania definiują w pełni kino Zanussiego. Sformułował je Adam Garbicz w swym fundamentalnym „Kinie, wehikule magicznym” przy okazji omawiania „Struktury kryształu” (1969), jego pełnometrażowego debiutu fabularnego, który okazał się filozoficznym dyskursem nad wyborem życiowej drogi – co wybrać: czy błyskotliwą karierę, czy raczej egzystencjalną kontemplację, gdzieś na uboczu, z dala od zgiełku. Bo prawdę mówiąc, Zanussi od początku swej filmowej drogi zadaje to samo – najprostsze, najbardziej „wyświechtane”, a zarazem najważniejsze pytanie: jak żyć?
W swych filmach najlepszych, jak „Życie rodzinne” (1970), „Za ścianą” (1971), „Iluminacja” (1972), „Constans” (1980), „Rok spokojnego słońca” (1984), „Stan posiadania” (1989), „Cwał” (1995), „Persona non grata” (2005), jak i tych mniej udanych. Zarówno tych o dylematach życiowych wyborów (tu dla mnie najważniejszym, wręcz egzystencjalnym drogowskazem okazała się obejrzana w maturalnej klasie „Iluminacja”), jak i tych o przemijaniu, odchodzeniu, kresie, jak „Śmierć prowincjała” (1965), „Spirala” (1978) czy „Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową” (2000).
W „Śmierci prowincjała”, ostatniej etiudzie szkolnej Zanussiego, młody chłopak szukający odpowiedzi na ważne egzystencjalne pytania staje się świadkiem powolnej agonii tytułowego bohatera, w „Spirali”, zrealizowanej kilkanaście lat później, artysta powraca do spraw ostatecznych. Do schroniska nad Morskim Okiem przybywa dziwny turysta. Wyrzuca kluczyki od samochodu. Wobec innych zachowuje się arogancko. Następnego dnia znika. W wyniku akcji ratunkowej udaje się go odnaleźć i nieprzytomnego odwieźć do szpitala. Okazuje się, że jest śmiertelnie chory... Bohater „Życia jako śmiertelnej choroby przenoszonej drogą płciową”, kiedy dowiaduje się, że jest chory na raka, chce walczyć, ale gdy okazuje się, że ze śmiercią nie wygra, postanawia się z nią pogodzić. Jak żyć, jak przygotować się do śmierci, jak odnaleźć Boga? Nie jest to tylko opowieść o umieraniu, ale o nawróceniu, o odzyskaniu nadziei i wiary. Także o samotności.
Bo choć w tłumie, wśród przyjaciół i bliskich tak naprawdę – jak pisał Joseph Conrad w „Jądrze ciemności” – „żyjemy tak, jak śnimy, samotnie…”. A film, jak się powszechnie sądzi, jest snem.
Jerzy Armata / „Magazyn Filmowy” nr 4/2019 (patron medialny 33. TNF)